Sprawiedliwi wśród Narodów Świata Maria i Jan Żalowie z dziećmi:
Antoni Żal
| |
Relacja Antoniego Żala
Przed II wojną światową uczęszczałem do gimnazjum w Busku-Zdroju, kończąc je w 1939 r. małą maturą (w dawnym systemie szkolnym mianem tym określano egzamin zdawany na zakończenie nauki w gimnazjum lub świadectwo jego ukończenia). W tej samej klasie uczył się pochodzący z pobliskiego Chmielnika Samuel Lederman. Byliśmy przyjaciółmi. Sam był bardzo zdolnym uczniem, pracowitym i koleżeńskim. Po wybuchu wojny jesienią 1939 r, odwiedziłem rodzinę Ledermanów w Chmielniku, który jest oddalony o dwadzieścia kilometrów od mojej rodzinnej wsi – Grzymały. Wówczas poznałem rodziców Sama i jego młodszego brata Ezjela. Zawiązała się między nami przyjaźń. Umówiliśmy się z rodziną Ledermanów, że w trudnych sytuacjach, a był to czas nasilonych represji ze strony Niemców, mogą zawsze przyjść polnymi drogami do Grzymały i przeczekać niebezpieczny okres. Czynili to kilkakrotnie w latach 1940-1942.
Pamiętam dokładnie, że 2 października 1942 r. przyszła do nas cała rodzina Ledermanów, zaniepokojona tym, że Niemcy przygotowują jakąś akcję przeciwko Żydom. Gromadzili ich na rynku i prowadzili do stacji kolejki wąskotorowej. Stąd wywozili ich do Jędrzejowa i dalej do obozu zagłady w Treblince. Następnie sprawdzali opróżnione przez ludność żydowską pomieszczenia, a kto w nich pozostał tego na miejscy rozstrzeliwali. Nie było powrotu do Chmielnika.
Moja rodzina – rodzice, czterech braci, siostra i siostrzenica oraz pani Zalewska – przebywała w dwóch gospodarstwach rolnych. Jedno znajdowało się we wsi Grzymała, a drugie na kolonii odległej o dwa kilometry (tam prowadzona była działalność gospodarcza). Rodzina Ledermanów zawsze zatrzymywała się we wsi, gdzie mieszkałem z bratem Janem, siostrą Janiną, siostrzenicą Wiesławą i panią Zalewską. Na kolonii mieszkali rodzice i bracia Józef i Stanisław. Zastanawialiśmy się jak uchronić czteroosobową rodzinę Ledermanów.
Niemcy wydali ogłoszenie, że kto będzie ukrywał Żydów, tego całą rodzinę rozstrzelają, a gospodarstwo spalą. Należało zgłaszać im informacje o Żydach ukrywających się na przykład w lasach lub w innych miejscach. Propaganda niemiecka czasem znajdowała posłuch u ludzi z marginesu społecznego, były to jednak sporadyczne przypadki.
Wspólnie z rodziną Ledermanów postanowiliśmy, że będziemy przechowywać ich we wsi. Należało tak zorganizować miejsce pobytu, żeby nikt z obcych nic nie widział, nie słyszał i nie przypuszczał, że ktokolwiek się tam ukrywa. Najpierw ulokowali się na dużym strychu domu mieszkalnego, później w tak zwanej komorze, pod którą była piwnica z ziemniakami. Wydrążyliśmy otwór między komorą a piwnicą. W niej byłą skrytka, gdzie można było się schować i zatarasować wejście ziemniakami.
Po kilku dniach przyszła do nas Estera Gutman. Powołała się na znajomość z Ezjelem, który podał jej nasz adres. Zaznaczył, że może zawsze liczyć na naszą pomoc. Wystraszona osiemnastoletnia dziewczyna prosiła o wyrobienie jej „aryjskiego” dowodu osobistego, bo planowała udać się do Krakowa. W Chmielniku pozostała jej matka z młodszą siostrą, które prawdopodobnie zginęły później w obozie zagłady w Treblince. Pierwszą noc Edzia spędziła w ukryciu w pobliskim lesie, następne dni u nas w stodole. Mój brat Jan brał czynny udział w ruchu oporu i miał wpływy w administracji w gminie Tuczępy. Wyrobił „aryjskie” dowody osobiste i metryki urodzenia dla Edzi i rodziny Ledermanów.
Edzia nie wiedziała, że u nas ukrywa się rodzina Ledermanów. Z podrobionym dokumentem osobistym udała się w kierunku Krakowa. We wsi Czyżów, odległej o dziesięć kilometrów od Grzymały, zatrzymała się na nocleg. Tam mieszkańcy zaczęli podejrzewać, że jest Żydówką, i nastraszyli, że dadzą znać Niemcom. Sołtys wsi Czyżów dowiedział się od Edzi o znajomości z naszą rodziną i o wyrobieniu jej dowodu osobistego. Niezwłocznie zawiadomił mojego brata Jana. Drugi brat – Józef – natychmiast pojechał rowerem do Czyżowa, aby odebrać od sołtysa fałszywy dowód osobisty, który nie mógł dostać się w ręce Niemców. Następnie przywiózł Edzię do nas, do Grzymały. Po naradzie z rodziną Ledermanów postanowiliśmy, że Edzia będzie się ukrywać razem z nimi.
Wieczorem wprowadziliśmy Edzię na strych. Przestraszyła się, że ktoś tam jest, ale kiedy rozpoznała postaci, uspokoiła się i ucieszyła, że jej niebezpieczna sytuacja została zażegnana. Ukrywaliśmy już pięć osób. Głównym naszym celem było utrzymanie faktu, że ukrywamy rodzinę żydowską, w ścisłej tajemnicy przed sąsiadami i innymi osobami, licznie przychodzącymi do naszego domu.
Spotykali się u nas działacze ruchu oporu, ale nikt z nich nie wiedział i nie domyślał się, że w tym domostwie ukrywa się rodzina żydowska. Najwięcej inicjatywy w robieniu kryjówek wykazywał Ezjel. Pod podłogą w pustym pokoju wykopaliśmy kryjówkę dla pięciu osób. Po wejściu do niej zasuwano ją skrzynią z ziemią. Powietrze dostawało się rurą drenarską z zewnątrz. Bardzo często korzystano z tej kryjówki przy różnych zagrożeniach.
Niemcy przyjeżdżali na ściąganie kontyngentów od opornych rolników, zabierali zboże, żywiec, mleko. Organizowali też łapanki młodych i zdrowych ludzi, żeby wywieźć ich na przymusowe roboty do Rzeszy. W tym czasie ukrywająca się rodzina Ledermanów była zmuszona przebywać w przygotowanych kryjówkach.
Dużo optymizmu i nadziei dawała tajna prasa, która w dużej ilości przechodziła przez nasz dom. Ezjel był głównym komentatorem przebiegu działań wojennych w Europie. Nanosił na mapy postępy na frontach. Edzia pisała kartki pocztowe do ojca, który był wywieziony do fabryki broni w Skarżysku Kamiennej. Nadawaliśmy je na poczcie w sąsiednich miasteczkach, aby Niemcy nie wyśledzili, kto i skąd te kartki wysyła. Okazało się później, że adresat kartki otrzymywał, dodawały mu otuchy i sił do przetrwania.
Tak mijały dni i tygodnie w oczekiwaniu na wyzwolenie naszych terenów spod niemieckiej okupacji. Wciąż żyliśmy w obawie, aby Niemcy nie wtargnęli do naszego mieszkania i nie wykryli przechowywanej rodziny żydowskiej. Nareszcie doczekaliśmy się końca lipca 1944 r., kiedy to Sowieci zbliżyli się do Wisły i utworzyli tak zwany przyczółek mostowy za Baranowem Sandomierskim. Pamiętam dokładnie tę chwilę, gdy nad ranem rodzina Ledermanów wyszła z kryjówki i zawiadomiła nas, że słyszeli rozmowę po rosyjsku, prowadzoną na pewno przez żołnierzy sowieckich. Nastąpiła wielka radość, że nareszcie skończą się obawy i lęki.
Ja w tym czasie, usiłując dowiedzieć się czegoś więcej, uruchomiłem radio własnego wykonania, na tak zwany „kryształ”. Moje radio wzbudziło wielkie podejrzenie u sowieckich wojskowych, że to może być tajna szpiegowska radiostacja. Pewien kapitan przyszedł mnie aresztować, ale byłem w tym czasie w Grzymale. Zabrał mojego ojca jako zakładnika i poszedł na wieś mnie aresztować. Zdążyłem się ukryć, bo ostrzegł mnie brat, Józef. Pani Zalewska zaprowadziła kapitana do rodziny Ledermanów i poinformowała go, że przyczyniłem się do uratowania tej rodziny. Jak się okazało, on również był pochodzenia żydowskiego. nastąpiło wielkie zdumienie, potem witanie się, całowanie, płacz z radości. Posłał swego ordynasa po konserwy, wódkę i nastąpiło wielkie przyjęcie. Chciał mnie poznać, aby osobiście podziękować za pomoc w uratowaniu rodziny żydowskiej. Kapitan był jednocześnie wojennym komendantem wsi Grzymała. Zawiązała się wielka przyjaźń między nim a naszą rodziną. Tego samego dnia uzgodniliśmy, że znajdzie odpowiednie pomieszczenie we wsi i przeprowadzi do niego rodzinę Ledermanów. Prosiliśmy, aby uczynił to w nocy, ażeby wieś nie dowiedziała się, że rodzina Żalów ukrywała rodzinę żydowską. Wszystko odbyło się zgodnie z planem.
Następnego dnia sąsiedzi zawiadomili nas, że w uratowanej rodzinie żydowskiej jest mój kolega z gimnazjum. Udaliśmy się wszyscy do nowej kwatery rodziny Ledermanów. Nastąpiło powitanie i wielka radość, że koszmarne przeżycia się skończyły. Nie zauważyliśmy, że z nami przyszedł mały piesek o imieniu Pimpuś, który był maskotką Ledermanów. Z wielką rasdością Pimpuś witał się z nimi, skakał, szczekał, był wielce szczęśliwy, że znów może z nimi przebywać. Już wszyscy we wsi wiedzieli, że to rodzina Żalów ukrywała rodzinę żydowską.
Po kilku dniach Niemcy zrobili kontrofensywę. Nastąpiły wielkie walki czołgów i artylerii. Linia frontu zatrzymała się na przedpolach Grzymały. Wszyscy mieszkańcy w promieniu szesnastu kilometrów od tej linii zostali ewakuowani na wschód. Nasza rodzina znalazła się we wsi Ruda koło Połańca, a rodzina Ledermanów, dzięki pomocy kapitana, została ewakuowana za Wisłę i dalej, z różnymi przygodami, dotarła do Lublina. Tam znaleźli dla nas wolny pokój – w tej samej kamienicy, gdzie sami się zatrzymali – i udało im się nas zawiadomić, że niezwłocznie możemy do nich przyjechać. Pięć osób z naszej rodziny skorzystało z tej pomocy.
Po wojnie rozpocząłem studia na weterynarii, a rodzina Ledermanów wyjechała do Niemiec, a następnie do Stanów Zjednoczonych. Estera i Ezjel pobrali się.
Antoni Żal zmarł 30 sierpnia 2014 r. | |
Kliknij tutaj, aby poznać historię Ledermanów i Gutmanów
Bibliografia:
Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Akta wniosków o tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” złożonych w polskiej sekcji Yad Vashem, 349/921 (Żal Jan, Żal Maria, Żal Antoni, Żal Jan jr, Żal Józef, Wąsowicz Wiesława).
Księga Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ratujący Żydów podczas Holocaustu. Polska, red. I. Gutman, t. II, Kraków 2009, s. 885.
Przywracanie Pamięci. Polakom ratującym Żydów w czasie Zagłady, Warszawa 2007, s. 120-121.
Relacja Antoniego Żala z grudnia 2005 r., mps udostępniony przez autora.
Relacja Antoniego Żala z 16 lipca 2009r., nagranie w zbiorach autora opracowania.
W 2019 r. wydano książkę „Ukryci, aby przeżyć”. Jest to historia Estery Gutman Lederman i Ezjela Ledermana. | |
Tablica, która zawisła w „Świętokrzyskim Sztetlu” 5 marca 2020 roku. |
Ośrodek Edukacyjno-Muzealny "Świętokrzyski Sztetl"
ul. Wspólna 14, 26-020 Chmielnik
tel. kom.: 734-158-969 (czynny tylko w godzinach pracy)
kontakt@swietokrzyskisztetl.pl
Synagoga czynna w godz. 8:00 - 16:00 (wtorek - sobota).
Ostatnie wejście do muzeum o godz. 15:30.